Nigdy się nad sobą nie rozczulałam. Mam kilka pasji. Jedną z nich jest rzucanie nożami, ale... gram też na gitarze. To brzmi dziwnie, dlatego nigdy się do tego nie przyznałam. Wie tylko Cato, który zobaczył mnie z gitarą kiedyś w lesie. Nie mogłam się przyznać do grania, bo wtedy okazałoby się, że nie jestem twardą i nieczułą dziewczyną z Dwójki. Początkowo grałam po to, żeby ukołysać Anny, moją siostrę, ale potem spostrzegłam, że muzyka sprawia mi ukojenie...
Jak on mógł?! "Czy nie masz nic przeciwko mnie i Glimmer?"- przedrzeźniam go w myślach. Zdradził mnie. ON MNIE ZDRADZIŁ. Nie- mówi jakiś głos w mojej głowie. To ty zdradziłaś jego-odzywa się. Ty zdradziłaś, bo odtrąciłaś jego miłość- mówi dalej głosik. Ja? Ja? Kiedy?! I wtedy zalewa mnie fala wspomnień.
-Ja mu to powiedziałam?-pytam siebie na głos. Czuję się tak jakby zrobiła to całkiem inna Clove. Ta, która pod lodową pokrywą zamknęła całe swoje dotychczasowe życie. Tak-szepce głos. Jestem zła na siebie. Ty głupia idiotko, jak mogłaś mu coś takiego powiedzieć?!- pytam sama siebie. Skończona na polu walki o Cato. Tak mogę siebie opisać. I wtedy odzywa się część dziewczyny z Dwójki: "Skończona? Skończona? Ty nigdy nie ustępujesz pola. Walczysz do końca!" Racja. On myśli, że Go nie kocham i wybrał Glimmer. Ale ja zmienię Jego myślenie.
Nadszedł drugi dzień szkolenia. Wstaję i idę pod prysznic. Gdy ożywcze, chłodne strumienie muskają moje ciało wciąż wyzywam siebie od idiotek, kretynek, imbecyli. Opadła kurtyna. Teraz muszę zrobić WSZYSTKO żeby odzyskać Cato. Jestem straszliwą egoistką.
Schodzę na śniadanie i rzucam zdawkowe dzień dobry. Nie zamierzam dać po sobie poznać, że ruszyło mnie wczorajsze wyznanie o Glimmer. Zostanę małym wojownikiem. Wojownikiem, który będzie działał po cichu i odbije tej blondwłosej kretynce Cato. Niech nie myśli, że jest sprytna. Przeżuwam spokojnie każdy kęs. Wyciszam swoje burzliwe myśli i obmyślam taktykę. Nie będę podła i nie zacznę flirtować z Marvelem (tak na marginesie to skończony idiota). Zrobię to po swojemu. Chcę tylko jednego. Nasza błyskotka musi umrzeć. Uśmiecham się podle, Lyme chyba to zauważa, bo patrzy się na mnie uważnie. Nie obchodzi mnie to. Liczy się tylko mój cel.
Wsiadamy do windy. Podróż jest krótka. Milczymy. I ja i On. Nie mamy sobie nic do powiedzenia. Zjeżdżamy. Witam się z resztą i uważnie obserwuję Glimmer. Po chwili podchodzi do Catona, a ich usta łączą się w namiętnym pocałunku. Serce boli okropnie. Ręce drżą z bezsilności, a ja wiem, że jest to jeszcze jedna z tych sytuacji, gdy muszę zignorować ból mięśnia sercowego. Zacisnąć zęby. Przywrócić je do życia i podążać naprzód. Nawet jeśli sprawia mi to ból. To mój obowiązek. Ich sielanka nie potrwa długo- myślę. Zamierzam skupić się na tym co najlepiej mi wychodzi. Na nożach. Podchodzę do stanowiska i robię wszystko czego nauczyli mnie w Akademii. Spirala. Spirala podwójna. Rzut prosty, rzut koziołkujący. Ćwiczę różne akrobacje. Rzuty poziome, tyłem, rotacyjne. Widzę, że asystent stojący przy tarczy kiwa do mnie głową. Chyba chce, żebym poćwiczyła z nim. Wchodzi na tarczę, a ja zaczynam rzucać. Pod ramiona, między nogi, koło głowy. Całkowicie pochłania mnie trening, gdy słychać gong oznajmiający przerwę na obiad.
Podano do stołu. Indyka. Zaczynamy rozmawiać. Z pozoru o niczym, ale Alice chyba próbuje się dowiedzieć jak najwięcej o naszych zainteresowaniach, gdy przychodzi kolej na mnie mówię bez wahania:
-Noże.
-Tylko?-wtrąca Cato unosząc brew.
-Tylko-odpowiadam patrząc mu w oczy. Nie powiedział, że lubię grać. Chyba jeszcze łączy nas jakaś cienka nić. Tak cienka, że jedno mrugnięcie powieki mogłoby ją zerwać.
Wracamy na salę treningową, ale nie mając nic do roboty, zaczynamy całą grupą obserwować innych. Z zaskoczeniem patrzę jak ta mała dziewczynka z Jedenastki, Rue skacze po drabince treningowej. Niczym ptak... Po chwili odwracam wzrok i patrzę na chłopca z 10. Trzęsą mu się ręce, jego twarz wygląda jak biała bibułka.
-Nie wiem jak wy, ale ja uciekam spod Rogu zanim zaczną nas atakować- mówi Cato z udawanym przestrachem.
-Ja też, mamy takich groźnych przeciwników- mówię ironicznie. Następnie mój wzrok pada na kochasia z Dwunastki, który mocuje się na drabince (ta sama, na której przed chwilą była Rue). Spada z głośnym hukiem, a ja wypowiadam słowa zanim zdążę pomyśleć:
-Ten to musi być bardzo silny. Na pewno dobrze wspina się na drzewa.
Cała grupa wybucha śmiechem. Trzymam się za brzuch, bo nie mogę powstrzymać ataku śmiechu. Kątem oka widzę tylko jak Katniss szepcze kochasiowi coś do ucha. Po sekundach, a może minutach podnosi się na równe nogi i podchodzi do stojaka z kulami do rzucania. Twarz Catona rozjaśnia szyderczy uśmiech. Patrzymy jak chłopiec podnosi jedną kulę i z rozmachem rzuca w stojak z włóczniami, który stoi obok nas. Zmywa nam tym zadowolenie z twarzy. Nie daję się zbić z tropu:
-Całkiem nieźle, ale wy mężczyźni-akcentuję to słowo- rzucilibyście dalej, prawda?
-Jasne- odpowiada Cato, podchwytując- nikt nas nie pokona.
Gdy kończymy dzisiejsze ćwiczenia umawiamy się na kolację. Przystaję na to, bo musimy poważnie pogadać o tych z Dwunastki.
***
Siedzimy przy stole. Siedzi z nami też Lyme i Cashmere (mentorka Jedynki). Lyme kręci głową słysząc naszą relację z treningu:
-Aż taki silny? Nie wierzę, że rzucił tą ciężką kulą dwanaście metrów.
-Naprawdę- wtrącam, a inni przytakują.
-To oznacza, że musicie wciągnąć go do sojuszu, wytropić dziewczynę i zabić ją, a potem wyeliminować chłopaka- cmoka niezadowolona Cashmere.
-Niestety- mówi Marvel. Brzmi to jednak tak jakby długo zastanawiał się co powiedzieć i wypluł jakiś nieskończenie długi wniosek.
-Chyba, że wyeliminujemy ich pod Rogiem- mówię cicho, ale i tak każdy mnie słyszy.
-Tak, to też pomysł. Najlepszy-mówi z uznaniem Lyme- co wy na to?
-Wchodzę- duka Marvel.
-Ja też- mówi Glimmer, a po niej cała reszta. Jestem z siebie zadowolona. Szczerze.
Żegnam się ze wszystkimi i idę do siebie. Kładę się na łóżku i rozmyślam o tym co powiedziała Cashmere. Wciągnąć kochasia do sojuszu? Nie. Nie. Nie. Oszalała.
***
Odprowadzam ją pod same drzwi.
-Wejdziesz?- pyta czarująco.
-Wybacz Glimmer, ale nie mogę- uśmiecham się.
-Szkoda- mówi z nutką smutku.
-Wpadnę jutro- deklaruję się, żeby ją pocieszyć.
-Okej.
Całuję ją delikatnie, ale jej usta nie mają żadnego smaku. Usta Clove smakowały świeżym powietrzem, lodami, które jadała. Jej włosy pachniały igłami. Co ja bym dał, żeby to wróciło...
Wracam na nasze piętro. Siadam pod drzwiami pokoju Clove i modlę się, żeby do mnie wróciła...
__________
I jak? Podoba się?
Ok, przeczytałam wszystko i teraz mogę z czystym sumieniem napisać swoją opinię.
OdpowiedzUsuńZacznę od błędów, ok?
Hm... z tych technicznych to nie mam się prawie w ogóle do czego przyczepić - czasem brakuje przecinków, kropki postawione w złych miejscach, ale składnia i gramatycznie - wszystko ok. Jeszcze wspomnę o myślnikach, przed którymi i po których, stawiamy spację ;).
Ahh, no i najbardziej moim zdaniem rażący błąd, ale on jest w sumie logiczny - coś Ty zrobiła z Cato? Dlaczego on jest tak miękki jak jakaś gąbka, słodki jak cukierek? W porządku, rozumiem, że chcesz zrobić z niego człowieka, ale mogłabyś zachować elementy jego charakteru... Proszę Cię - napraw to jak najszybciej.
Co do Clove w sumie nie mam większych zarzutów - twarda, niemiła, ironiczna - może być.
Jeszcze jedno - nie pędź tak z akcją. Skup się na jednym wydarzeniu i postaraj dokładnie opisać. Urozmaicaj je opisami.
No i teraz zalety. Podoba mi się to jak stosujesz krótkie zdania. Dzięki nim akcja staje się dynamiczna. Czytelnik pochłania twój tekst, nawet nie zdając sobie sprawę kiedy, a to znaczy, że masz lekkie pióro (lub w tym wypadku klawiaturę). Ciekawy styl i chciałabym poznać dalej historię.
Informuj mnie na blogu o nowych postach (możliwe, że czasem nie zdążę ich przeczytać na czas z racji tego, jak szybko je dodajesz). Zaraz wpiszę Cię do linków.
Serdecznie pozdrawiam. ;)
Dzięki. Postaram się naprawić ten karygodny błąd... nie no serio, serio :P. Co do częstotliwości: będę informować, ale ona się zmieni jak zacznie się szkoła, wtedy góra dwie w tygodniu ;)
Usuń