poniedziałek, 31 grudnia 2012

Piąty

[Jeśli chcecie podkład muzyczny do notki to polecam: "In My Veins" - A.Belle]

Nie pamiętam, żeby ojciec kiedykolwiek mnie przytulał. Może raz, góra dwa. Matki lepiej nie wspominać. Zawsze pojawiał się na moje urodziny. To on kupił mi gitarę, to on nauczył mnie pierwszych akordów. Tak właśnie było. Pojawiał się od okazji. Pamiętam jak nie przyszedł na moje pierwsze testy kiedy miałam 7 lat. Znienawidziłam go za to. Od tamtej pory gorycz zamieszkała we mnie na zawsze. Wzniosłam swoje bariery wokół umysłu i nie wpuszczałam nikogo. Nikogo. Dopóki nie pojawił się Cato. To on pierwszy przebił się przez nie.
Jest noc. Nie mogę zasnąć. Tylko nie wiem dlaczego. Pora nocna nigdy nie była tą, w której dobrze mi się pracowało. Nie jestem sową. Lubię wstać rano, ale w godzinach 23.00 - 5.00 dobrze mi się śpi. Przyglądam się uważnie swojemu pokojowi, pościeli. Srebrne ekrany na suficie i ścianach. Dębowa podłoga, mahoniowe drzwi. Rzeźbione ręcznie poręcze łóżka. Muskam je dłonią i czuję każdą krzywiznę. Dopiero teraz zauważam, że w moim pokoju pachnie świeżym drewnem. Lubię ten zapach, zawsze kojarzył mi się z bezpieczeństwem. Gdy bito mnie w domu albo w szkole zawsze wymykałam się do lasu. Wtedy też. Wtedy też poszłam do lasu.
Był parny dzień czerwca, gdy wracałam do domu po dodatkowym treningu (indywidualnym). Wtedy usłyszałam ich wołania: "Clove, zaczekaj! Connor, chcemy pogadać!". "Nigdy nie odwracaj się do osoby, która mówi do twoich pleców" - mówił tata. To była jedyna rada jakiej mi udzielił. Przyśpieszyłam kroku. Czułam, że moi prześladowcy też. Zaczęłam biec, gdy któryś z nich złapał mnie za nadgarstek. Odwróciłam się i...
...patrzyłam w oczy Catona Altiusa, największego przystojniaka, a zarazem brutala  w szkole.
-Słuchaj no, paniusiu. Następnym razem nie będziemy Cię gonić i załatwimy to w szkole na oczach wszystkich. Jasne? - warczy mi w twarz. Nie reaguję. Włożyłam na twarz maskę obojętności. Moje  oczy były z pewnością szkliste.
- Chodź, tu Ellen - Altius woła jakąś dziewczynę z grupy. Po chwili widzę ją. Wyłania się z tłumu chłopców. Jest wysoka, ma kasztanowe włosy, zielone oczy. Jej sylwetka jest nienaganna. Z tego co wiem, jest dziewczyną Cato.
- Co mamy z nią zrobić? - pyta chłopak zimnym, pozbawionym uczuć głosem.
- Daj ją Markusowi albo sam się nią zajmij - mówi złowrogo i patrzy na mnie wilkiem. Mijają sekundy, Cato trzyma  nadal moje dłonie w żelaznym uścisku i naradza się z resztą. W końcu kiwa głową. Puszcza moje nadgarstki, a ja nie wiedząc o co chodzi stoję i gapię się bezmyślnie przed siebie. Gdy widzę czyjąś rękę, jest już za późno na reakcję. Po chwili na moim policzku rozchodzi się mrowiąca fala bólu. Sięgam po nóż, ale czuję jak piecze mnie drugi policzek. Ktoś chwyta mnie za włosy i rzuca w pobliską kałużę. Gdy się podnoszę czuję jeszcze jeden cios. Tym razem w brzuch i kolejny. I kolejny. Maltretują mnie do chwili, w której słyszę głos Ellen:
- Wystarczy - podchodzi do mnie i spluwa mi w twarz - A ty, powiedz swojej mamuśce, że jak jeszcze raz zbije mi okno balkonowe i tym samym obleje mnie i moją matkę likierem, to obijemy cię tak, że spędzisz kilka tygodni w szpitalu.
Altius znowu nachyla się nade mną. Dopiero teraz się u przyglądam. Obcisła koszulka, przez którą przebija się zarys mięśni. Błękitne oczy patrzące na mnie bezlitośnie i bez krzty współczucia. Jego malinowe usta. Chwyta mnie za  lewą rękę i uśmiecha się bezczelnie:
- A teraz zobaczysz co potrafię, tak na początek.
Słyszę jak kości trzaskają cicho. W czterech palcach. Do mojego układu nerwowego dociera kolejna fala bólu. Pożałujesz tego - myślę.  Do oczu zaczynają napływać łzy. Powstrzymuję je. "Jesteś twardą i nieczułą dziewczyną z Dwójki" - mówię do siebie. Nie zauważają tego. Śmieją się ze mnie.
- No, no. Widzę, że nasza malutka jest twarda - cedzi Markus.
- Nie jestem żadną waszą malutką! - prycham i wstaję, chociaż sprawia mi to ból. Nie dam po sobie tego poznać. Gwiżdżą cicho, a ja chwytam torbę i biegnę w stronę swojego ulubionego zagajnika. Już mam wspiąć się na drzewo, gdy nagle...

... ktoś puka do drzwi. Patrzę na zegar. Druga. Kto u licha o tej porze?! Otwieram drzwi, spodziewając się Cato, ale za nimi stoi...
***
Chodzę po pokoju. Nie mogę zasnąć. Poszedłbym do Clove, ale... NIE! Nie pójdę. Muszę odbudować gdzieś w sobie wizerunek zawodowego zabójcy z Dwójki. Faceta, który dokuczał innym. Pod moim naciskiem pękają najgrubsze kości. Zawsze chodziłem z najgroźniejszą grupą w szkole, która znęcała się nad innymi. Nie obchodziło nas nic. To Clove mnie zmnieniła, to Clove... "Tylko Clove i Clove. Jesteś słaby Cato. Tak słaby, że nawet Trybutka z Jedenastki poderżnęłaby ci gardło" - odzywa się z głębi Zły Głos. "Miłość to nie słabość. Miłość to skarb" - szepcze Dobry Głos. Co mam robić? - pytam sam siebie. "MUSISZ WYBRAĆ" - to znowu Zły. Myślę i już wiem. Ten wybór jest tymczasowy. Przynajmniej na razie. Co mam czynić? "Na początek przestań myśleć o Clove. Potem oddaj się pożądaniu i instynktowi pierwotnemu" - szepcze Zły i milknie. Patrzę na siebie w lustrze. Moje oczy są zimne. O tak, znów zdecydowanie jestem nieczułym sukinsynem z Dwójki. I jest mi z tym dobrze. Daje mi poczucie władzy i mocy, a to one pomagają na Igrzyskach. Druga. Wychodzę z pokoju i siadam w salonie. Na kanapie.
- Nie możesz spać? - pyta zdziwiona Lyme. Wciśnięta w fotel. Nie zauważyłem jej.
- Muszę pomyśleć - odpowiadam. Mogłaby dać mi spokój. Nie potrzebuję jej rad.
- Ach tak - jej głos jest chrapliwy - ale pamiętaj, że niezależnie od wyboru i tak kogoś skrzywdzisz.
Zaskoczyła mnie:
- Skąd wiesz?
- Cato, dziecko. Wygrałam Igrzyska. Wiem, co to ból. Wiem, co to znaczy przetrwanie. Wam wydaje się, że jak wchodzicie na arenę to jesteście nieśmiertelni. Że na pewno wygracie. WYDAJE SIĘ WAM. Nawet jak wygrywacie, to umiera coś wewnątrz was i zdychacie, mimo że macie koło siebie wszystkie dobra Kapitolu.
- Przepraszam Lyme, ale czy ty przypadkiem nie wypiłaś za dużo? - pytam, siląc się na grzeczność. Obok niej stoi butelka po whisky. Mam ochotę uderzyć ją tak, żeby się przewróciła. Aż mnie świerzbi. W odpowiedzi tylko czka, co utwierdza mnie w przekonaniu, że naprawdę jest pijana. Zsunęła się w fotelu. Nie obchodzi mnie to. Wracam do siebie i udaje mi się zasnąć.
***
...Lyme. W pierwszej chwili jestem tak zaskoczona, że otwieram usta i bezmyślnie się gapię.
- Uważaj na niego - ciszę przerywają jej jęki - uważaj na Cato.
Nie mam pojęcia o co jej chodzi i chcę o to zapytać, ale ona zwala się z nóg. Awoksi widząc to, biorą ją na ręcę i niosą, chyba do jej pokoju. W głowie mam mętlik, ale przez niego przebija się jedno pytanie: dlaczego mam uważać na Cato?
________________

Czas na notę od autora. Zgodnie z życzeniem Yellow przywracam do życia brutalny charakter Cato, ale uwaga(!) dopiero zaczynam. I przestaję tak pędzić z akcją. Czas poznać przeszłość naszych bohaterów
Clove i Cato || Soulmate <-- obejrzyjcie, bo warto ;)

 Była godzina 4 jak to pisałam, więc teraz pomyślcie, jak bardzo was lubię :))

1 komentarz:

  1. Od razu lepiej człowiek się poczuje, gdy przeczyta taki rozdział z rana (tak, wiem, że dochodzi druga po południu).
    Na początek plus za utwór, który bardzo dobrze oddaje nastrój rozdziału. Bardzo dobre opisy przeżyć. Gdy opisywałaś jej wspomnienia i to, co zrobili jej tamci... miałam dreszcze, a kiedy pisałaś o tych łamanych kościach to aż poczułam swoje xD.
    "Wiem, co to ból. Wiem, co to znaczy przetrwanie." - tylko tutaj chyba brak przecinków. Wydaje mi się, że jeszcze brakowało ich gdzieś przed "że", ale już nie chce mi się szukać.
    Bardzo mi miło, że wzięłaś sobie moje rady do serca i przywracasz Catonowi jego "ja". Pozostaje mi czekać na next, bo... chcę się dowiedzieć, co dalej!!
    Pozdrawiam i życzę weny. ;)

    OdpowiedzUsuń

Nie zostawiaj spamu pod notkami i nie przeklinaj :)