sobota, 29 grudnia 2012

Drugi

Przypominam sobie dzieciństwo. Matka pijaczka, ojciec rzadko bywał w domu. Prawie wcale go nie było. Od święta. Urodziny, imieniny. Zresztą po co miał bywać? Oglądać zarzyganą matkę i mnie? Miał inne dziecko z inną kobietą, porządną. Dopiero później uświadomiłam sobie jak bardzo mnie kocha.
Gdy dojechaliśmy do Kapitolu, nie bardzo wiedziałam co powiedzieć. Co myśleć. Tłum rozwrzeszczanych wariatów, cudaków, dziwaków? Chociaż ostatnio stawiałam sobie dużo pytań, nie przeszkadzało mi to. Czasem nie chciałam tylko poznać na nie odpowiedzi...
Tłum był bardzo entuzjastyczny. Powitał nas okrzykami. Wyglądaliśmy dziwnie... Piękny, wysoki
i boski blondyn oraz mała, piegowata i czarna brzydotka.
Trafiłam do Centrum Odnowy. Depilacja czyli wyrywanie mi włosów, skąd tylko się dało. Chciałam być piękna niczym dziewczyna z Jedynki. Glimmer. Co za ohydne imię. Równie dobrze mogłaby się nazywać Blueberry. Fuj! Wiem, ze nigdy nie będę. W szkole było dużo pięknych dziewczyn, za mną nikt się nie oglądał. Byłam dobrą kumpelą, ale nie dziewczyną.
Przez Igrzyska strasznie się nad sobą rozczulam. Dosyć tego! Zaraz parada.
Przyszedł mój stylista, Clark. Jest ubrany z klasą, ale jak wszyscy ma jakąś dziwaczną fryzurę. Zieloną, brrr...
-Witaj Clove. Ciekawa w co się dziś ubierzesz?
-Może trochę.
Uśmiecha się i wyciąga złotą zbroję. Jest piękna (nie znam definicji tego słowa).  Złowroga. Wyglądam jak zdobywca. Nakładam i wychodzę. Nawet nie zaszczycam Clark'a spojrzeniem. Musi chyba wiedzieć, jak nisko u mnie stoi. Nigdy nie podziwiam ludzi. Nigdy. Oprócz Catona, ale to było zanim świat obrócił się o 180 stopni. Przedwczoraj.
Wchodząc do rydwanu, widzę jego wzrok. Patrzy na mnie z zachwytem. Posyłam mu groźne spojrzenie. Blask w jego oczach gaśnie. Widzę to.
Wyjeżdżamy, chwilę później słychać okrzyki :"Katniss! Katniss!". Patrząc na ekran, wydaje się, że dziewczyna stoi w płomieniach. Zachowuję kamienną twarz, ale w środku czuję, ze muszę ją zabić. Schodząc z rydwanu, wiem to na pewno. Idziemy do apartamentu. Dystrykt Drugi- drugie piętro. Proste.
Siedzimy przy kolacji. Na myśl o tym, że dziewczyna  z 12. mogłaby wygrać, robi mi się niedobrze. Muszę zachować spokój. Spokój. Wpadam do pokoju i zaczynam krzyczeć, drę się ile wlezie. Wpada Cato:
-Co ty wyprawiasz?
-Wynoś się stąd!!! Kto ci tu pozwolił wejść?!!
-Clove, ja...
-Wynoś się!!!
Chcąc tylko go wystraszyć, chwytam nóż i rzucam. Nie celuję, ale nóż drasnął go w ramię.
W mięsień, więc nie ma krwi. Nie ma.
-Wyjdź- mówię chłodno.
-Ale dlaczego?
-Dobrze wiesz! Jestem tą Clove, która cię nie spotkała! Zrozum to idioto! Są Igrzyska! Nie będziemy wpadać sobie w ramiona, całować się i kto wie co jeszcze robić! Kiedyś staniemy naprzeciwko siebie i któreś z nas będzie musiało drugie zabić! Wyjdź.
Wyszedł. Trzasnęły dzrwi. Padam na łóżko. Jestem padnięta. Zasypiam.
***
Wyszedłem zdruzgotany. Jest gorzej niż myślałem. Rzuciła we mnie nożem. Albo ona odkryje siebie na nowo albo ja będę musiał umrzeć. Nie mogę żyć bez serca, a to Ona nim jest. Poza tym i tak umrę młodo, nieważne czy przeżyję Igrzyska. I tak umrę. Uśmiecham się. Wiem od dwóch lat, że umrę, bo to nieuleczalne...

2 komentarze:

  1. Wow, ten blog stał się jednym z moich ulubionych! Kocham "Igrzyska śmierci", a jeszcze bardziej parring Clove x Cato. Zabieram się za czytanie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak to umrze ? ;c blog jest bardzo fajny ;)

    OdpowiedzUsuń

Nie zostawiaj spamu pod notkami i nie przeklinaj :)