Okropne sny. On stoi nade mną, odrywając kawałki skóry z
mojego ciała. Syczę z bólu, próbuję się uwolnić. Jego twarz rozjaśnia szyderczy
uśmiech i wtedy… się budzę. Przywiązana do drzewa. Obok mnie uosobienie moich
koszmarów. Jest mi zimno. Na skórze lekkie skazy. Ból powraca w chwili, gdy
jego usta łączą się z moimi. Jeszcze nigdy nie czułam się tak upokorzona. Z
oczu wypływają słone i gorące łzy zgorszenia. Splamiona… Zostałam splamiona…
Na wszystkich ekranach w Panem pojawia się prezenterka, a
jej matowy głos oznajmia: „Narażeni na reakcje lękowe związane z widokiem
ognia, krwi, oparzeń skórnych, palących się ciał, powinni odejść od ekranów. Powtarzam:
narażeni na reakcje lękowe związane z widokiem ognia, krwi, oparzeń skórnych,
palących się ciał, powinni odejść od ekranów”. Obraz gaśnie, a chwilę potem
rozbłyska językami ognia, liżącymi arenę…
Mam zaledwie kilka
sekund na reakcję. Tresh kiwa mi głową na pożegnanie. Znika w krzakach, a
chwilę potem ja rzucam się w przeciwnym kierunku. Zaczynam oddalać się od
polany jeszcze bardziej. W duchu dziękuję sobie, że zabrałam noże. Biegnę przed
siebie. Instynkt bierze górę. Zachowuję się jak zwierzę. Paniczna chęć
opuszczenia tego miejsca. Zabiję każdego, kto stanie mi na drodze. Wszystko
wokoło traci kontury. Zaciera się, rozmazuję. Nie widzę nic. Powietrze jest
nasycone ciężkim, szarym i gryzącym dymem. W mojej głowie tylko jedno słowo: UCIEC. Uciekam tam, gdzie niosą mnie
nogi. Tracę kontrolę. Oddech. Dym wypełnia mi nozdrza, oczy i uszy. Kaszlę.
Nogi dalej pracują. Brakuje mi tchu. Mój świszczący oddech tonie w trzaskającym
ogniu. Zaczyna brakować mi sił. Wolniej, wolniej, wolniej. Idę coraz wolniej. A
potem nie ma już nic, nic, nic. Oprócz ciemności pod powiekami.
***
Cała piątka porusza
się przez las w milczeniu. Cato jest wściekły. Zaciska dłonie na rękojeści
miecza. Tylko chwile dzielą go od wybuchu. Skroń pulsuje. Usta ułożone w
poziomą kreskę. Cisza, aż dzwoni im w uszach. Dopiero co opuścili obszar, w
którym palił się las. Szukali ofiar. Osłabionych, wycieńczonych i głodnych.
Peeta stąpa z nich wszystkich najgłośniej, a reszta syczy z wściekłością. Bo i
oni są w dość kiepskiej kondycji. Glimmer ma nadpalone końcówki włosów, Marvel
paskudne oparzenie na łydce, a Cato spopielone nogawki. Alice wycieńczona
długim biegiem, siada na omszałym kamieniu. Chłopak z Dwójki patrzy na nią
wilkiem, ale nie odzywa się. Napięcie pomiędzy drużyną jest nie do wytrzymania.
Nie patrzą na siebie. Nie rozmawiają. Dyszą wściekłością, żalem i gniewem.
Napięte mięśnie, z pozoru spokojne twarze i nienawistne spojrzenia. Kłótnia
wisi w powietrzu.
- Jak myślicie,
gdzie ona jest? – trybutka z Czwórki przerywa ciszę.
- Kto? – samiec
Alfa podnosi brew.
- Clove – mówi
cicho Glimmer. Dźwięk tego imienia sprawia, że atmosfera gęstnieje.
- Nie wymawiaj przy
mnie tego słowa – syk przywódcy przecina powietrze jak brzytwa.
- Zwariowałeś? To
nasza sojuszniczka – wtrąca się Kochaś. I wtedy wszystko wybucha. W ciemności
lasu błyska stalowe ostrze…
***
Powrót do świata
żywych jest bolesny. W płucach czuję lód. Nie mogę oddychać. Ogień zemsty, wściekłości pali moje
wnętrzności od środka. Rodzę się na nowo. Członki przeszywa ostrze cierpienia.
Nie krzyczę. Nie skarżę się. Czekam. W dymie i żarze zagrzebuję swoje dawne ja.
Tworzy się nowa Clove. Ta, która nigdy nie była ofiarą Altiusa. Która od zawsze
była morderczynią. Wypluwam popiół z ust. Przez chwilę w głowie mam pustkę.
Gwałtowny kaszel cuci mnie. Fala wspomnień przypływa ze zdwojoną siłą. Dożynki,
Igrzyska, Cato, Rzeźnia, Kochaś, dziewczyna z Ósemki, układ z Treshem, ogień. Z
trudem podnoszę się z ziemi. Wykonuję kilka kroków. I zamieram. Dobiegają mnie
kroki, odgłosy kłótni, czyjeś podniesione głosy. Powoli zakradam się w tamtym
kierunku. Delikatnie, spokojnie. Wyczuwam w powietrzu woń spalonego materiału,
ciała i włosów. Naglę syczę. Otarłam się o korę jakiegoś drzewa. Łokciem. Nie
mam na sobie kurtki, więc delikatnie przekręcam kończynę. Nie mam połowy ręki.
Skórę, mięśnie i nerwy na ramieniu wypaliło mi do kości. Na łokciu obrażenia są
mniejsze, dlatego musiało mnie zaboleć. Rana jest głęboka, ale przynajmniej nie
krwawi. Wyciągam z plecaka okład chłodzący, zakładam i obwiązuję bandażem.
Ruszam dalej, próbując nie myśleć o poparzeniu. Zagoi się.
Staję za drzewem. Na
wyciągnięcie ręki Cato. Zamierza się na Kochasia.
W ciemności lasu
błyska stalowe ostrze, które przykładam mu do gardła…
____________________
Przepraszam za chwilowe niedogodności związane ze stronami, ale trochę do ogarniania jest ^^
Rozdział świetny, jak zwykle. Układ z Threshem też pomysłowy. A szablon... cudo! Z tymi stronami to to wcale takie trudne nie jest, sama takie zrobiłam :D
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńChodzi o to, że trochę dużo do podlinkowania ;)
Należą się brawa i ukłony :D Twój sposób pisania wciąga przez co ciągle łaknę więcej. Czekanie na notki to tortury...Jak zwykle czekam na więcej i mam nadzieję, że blog pożyje bardzo długo!
OdpowiedzUsuńWeny :*
To jest najlepszy blog o Igrzyskach jaki do tej pory czytalam. Zapraszam do siebie (mam tam tez niektore osoby z IŚ) mati-pati.blogspot.com
OdpowiedzUsuńBoskie !!! :) Super był ten rozdział ( z resztą jak wszystkie) Czekam na następny rozdział !!! Wenyyy !!! <3
OdpowiedzUsuńDlaczego rozdział taki krótki? Przyjemnie mi się go czytało. Coraz bardziej zakochuję się w twoim opowiadaniu i wchodzę na tego bloga codziennie w nadziei, że zobaczę nowy post. ;__;
OdpowiedzUsuńPiękny szablon.
Pozdrawiam.
Codowne! Czekam na kolejny rozdział, mam nadzieję, że już niedługo ^^
OdpowiedzUsuńWidzę, że już od dłuższego czasu zostawiam u Ciebie tylko i wyłącznie cukrowe komentarze... Nie wiem, co się ze mną dzieje, ale mam wrażenie, że to twoja historia tak na mnie wpływa - jest coraz lepsza, ciekawsza, bardziej dynamiczna. W dodatku skończyłaś w takim miejscu, a takie coś powinno się karać więzieniem -.- Powiedz mi, jak można tak skończyć?!
OdpowiedzUsuńNo ok, opanowuje się. Zdziwiło mnie tylko jedno - dlaczego w trakcie tego wszystkiego wplotłaś narracje 3 os. skoro cały czas pisałaś w pierwszej osobie? Z tego, co kojarzę to też jest błąd jakiegoś tam rodzaju, ale głowy nie dam. Wiem, że tak się nie robi - to z pewnością.
No ok, kończę już.
Pozdrawiam! ;)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń