Plączę
się w swoich myślach. Moje powieki opadają raz po raz. Serce tłucze się w
piersi. Ale brnę dalej. Mimo przeciwności. Mimo zła. Jakim jestem. Żyję,
oddycham, nadal. Ciągle. Na zawsze. Ból rozrywa pierś. Już nie jestem nikim.
Teraz rodzę się na nowo. Jestem człowiekiem. I chcę nim zostać…
Gdy docieramy do obozu, blady świt rozjaśnia
otoczenie. Głowa ciąży mi niemiłosiernie, ręce drżą, oddech jest przyśpieszony.
Jednak stoję nieruchomo, mięśnie odmawiają mi posłuszeństwa. Zaciskam usta.
Czekam. „Nie jestem słaba Cato. Jestem silniejsza niż ty i cała reszta Trybutów
razem wzięta” – mówię do siebie w myślach. Wściekam się na siebie, bo wczoraj
dałam się zastraszyć. Kolejny już raz. Ale dzisiaj to naprawię.
W chwili, gdy noc ustępuje miejsca dniowi.
Moja siła rośnie. Jestem dzieckiem nocy, ale to słońce daje mi siłę. To ono
napawa mnie dumą, radością i ofiaruje mi wytrwałość. Żeby wygrać.
Wciągam powietrze do płuc. Serce powoli się
uspokaja, ciało zaczyna mnie słuchać. Siadam. Ostatkiem sił powstrzymuję się,
żeby nie zasnąć. Jak za grubą zasłoną słyszę głos Catona:
- Prześpijcie się trochę. Wieczorem ruszamy
na patrol.
A potem zapadam w ciemność.
***
Ktoś
trzyma mnie w górze jak szmacianą lalkę. Noże wypadają z dłoni, świat zasnuwa
mgła. Przede mną tylko miodowe tęczówki. Promieniujące złością, gniewem i nienawiścią.
Macham rozpaczliwie nogami. Nie mam czym się bronić. Czuję jak coś powoli wbija
mi się w czaszkę…
***
Gwałtowne przebudzenie nie jest tym, czego
bym chciała. Zasłona mroku rozprasza się, a ja zauważam, że pod moim śpiworem
leży mały kamyczek. W okolicach głowy. Przecieram zaspane oczy, rozglądam się
wokoło. Zielona trawa, błyszczący Róg Obfitości. Mieniące się jezioro. Reszta
widocznie dawno już wstała, bo inni krzątają się przy obozowisku. Glimmer liczy
strzały, Marvel przegląda broń, jaką dysponujemy, Alice siedzi na kamieniu i
gotuje coś w kociołku. Cato stoi na środku polanki, kompletując prowiant.
Promyk słońca łaskocze mnie w policzek. Wnioskując po położeniu słońca, jest
już późne popołudnie. Moje włosy są w
strasznym nieładzie po nocnej „robocie”. Na poszczególnych pasmach mieni się
zaschnięta krew. Muszę się wykąpać, nie uśmiecha mi się jednak robienie tego w
ciuchach. Bo nie wyschną szybko. Z drugiej strony muszę odejść spory kawał od
Rogu, a wtedy mogę spotkać wrogów. Krzywię się nieznacznie i wybieram drugą
opcję. Składam śpiwór w kostkę. Noże zabieram ze sobą. Część umieszczam pod
kurtką, resztę wkładam do pokrowców koło bioder. Lustruję wzrokiem polanę. I
zaczynam iść w stronę lasu. Towarzyszy mi cisza, nie odwracam się. Idę przed
siebie. Pozostali kompani chyba są trochę zdziwienie, bo słyszę niezrozumiałe
pomruki. Jednak nikt mnie nie powstrzymuje.
Do celu nie jest daleko. Piętnaście minut
szybkiego marszu. Gdy docieram do ujścia rzeki, rozglądam się czujnie. Nikogo
nie ma. Kieruję się w stronę wody. Powoli zanurzam się. Stopy, łydki, uda.
Kąpiel działa na mnie ożywczo. Wybudza mnie z letargu. Ciało jest ożywione,
krew zaczyna szybciej krążyć w żyłach. Trzeźwieję. Zeskrobuję z siebie brud
poprzednich dni. Staram wytrzeć wspomnienia z wczorajszego wieczoru. Brzydzę
się tym, co zrobiłam. Brzydzę się sobą. Kręcę gwałtownie głową. Nie! Jestem z
Dwójki. To normalne. NORMALNE. Nie ma w tym niezwykłego. Nie powinnam o tym
myśleć. Nie myślę. Oddaję się ćwiczeniom. Pływam, nurkuję, robię fikołki i
salta w wodzie.
Kiedy w końcu wychodzę na brzeg, moje mięśnie
są rozciągnięte. Czuję się przyjemnie zmęczona. Przeciągam się jak kotka.
Wycieram ciało w ręcznik. Zakładam odzież. Odwracam się. Zamieram. Przede. Mną.
Stoi…
***
- Gdzie ona jest, do nędzy?!! – Cato jest
wściekły.
- N-n-i-i-e-e wi-e-e-m – Alice przełyka
ślinę.
- Macie ją znaleźć!!! – krzyk rozdziera
ciszę.
- Spokojnie, zaraz przyjdzie – delikatny alt Glimmer
rozbrzmiewa w powietrzu.
- Właśnie, pewnie rzuca nożami do wiewiórek –
Marvel próbuje być dowcipny.
- Dobrze – syczy Alfa – daję jej jeszcze pół
godziny. Potem idziemy po nią lub bez niej! Zastanowię się.
Wszyscy potakują.
***
… Tresh. Nie mogę się ruszyć. Nie mam jak
uciec. Pustka.
- Zabijesz mnie? – wyrywa mi się. Zupełnie
bez sensu.
- Nie. – uśmiecha się chłopak. Silne ręce
trzymają maczetę. Jest wyraźnie rozbawiony.
- To co ze mną zrobisz? – jestem wystraszona.
Boję się go. Zaraz mnie zabije albo będzie torturował.
- Zawrzyjmy układ – jego słowa mnie
zaskakują.
- Jaki?
- Ty nie tkniesz Rue. Dziewczyny z mojego
dystryktu. A ja zostawię cię w spokoju, aż do finałowej rozgrywki. Do chwili,
gdy zostanie tylko dwoje zawodników – tenor wibruje w powietrzu. Nie wiem, co
mam zrobić, ale w końcu się decyduję.
- Zgoda. Układ?
Wyciągam rękę. On chwyta moją dłoń.
- Układ.
I wtedy powietrze rozdzierają przebłyski
ognia.
________________________________
Tak zjecie mnie za długość, wiem. Ale mam trojana i odczyty mi się krzaczą.
Super !!! Rozdział bardzo ciekawy i zaskoczyłaś mnie tym że to Tresh stanął przed Clove myślałam że to będzie ktoś inny ale nie ! Ten rozdział był supeer i czekam z NIECIERPLIWOŚCIĄ na następny rozdział !!!
OdpowiedzUsuńWeny życzę !
Dziękuję ;)
UsuńJak zwykle mnie rozwaliłaś...Sądziłam, że to np. Peeta tam stoi, ale Tresh? Na to bym nie wpadła...Tek układ mi się podoba, ale coś tak czuje, że długo nie pociągniesz...Nie ważna długość, ważny styl. Ty dowiodłaś, że w czymś krótkim, można zmieścić coś niesamowitego!!...Jak zwykle czekam na więcej i życzę poradzenia sobie z Trojanem :D I następnego rozdziału z mam nadzieję obiecanym jakiś czas wcześniej, bonusem.
OdpowiedzUsuńsorka..tam powinno być, że układ długo nie pociągnie :D
UsuńJeśli jeszcze raz nie powiadomisz mnie o nowym, to nie żyjesz. Przysięgam! ;p
OdpowiedzUsuńOk, a teraz co do treści.
Zgadzam się z osobą wyżej! Udowodniłaś, że w małym frgamencie można zawrzeć wiele interesujących spraw i przez to staje się on treściwy. Nadal jestem pod wrażeniem tego, jak bardzo zmienił się twój styl podczas pisania tylu rozdziałów. Z każdą notką coraz bardziej mnie zaskakujesz, a ta była świetna! Szczególnie niespodzianka na koniec - nie przyszło mi do głowy, że to może być Tresh. Coś czuję, że ciekawie rozwiniesz ten układ i będzie, co poczytać.
Jedyna rzecz, do której mogłabym się przyczepić (przecież nie byłabym sobą, gdybym tego nie zrobiła xD) to powtórzenie na początku "Nie jestem słaba Cato. Jestem silniejsza niż ty i cała reszta Trybutów razem wzięta” – mówię do siebie w myślach. Wściekam się na siebie, bo wczoraj dałam się zastraszyć." Jak zmienisz to drugie "siebie", będzie wręcz idealnie, jednak nie spocznij na luaurach.
Ok, już kończę. :D
Pozdrawiam cieplutko i niech los zawsze Ci sprzyja ;*
Przepraszam, ale twój komentarz o nowej notce blogger zakwalifikował jako spam i nie wyświetlił.
UsuńPiękny szablon! ;)
Genialne :D czytam Twojego bloga już od jakiegoś czasu, coraz bardziej zaskakujesz, sojusz z Treshem, w życiu bym się tego nie spodziewała, po prostu świetne ♥ Czekam na kolejną notkę i zapraszam do siebie na first-hunger-games.blogspot.com
OdpowiedzUsuńświetny blog, zacztytałam się na maksa! fajnie, że piszesz w 2 osobach, dzięki temu akcja tak bardzo nie muli xd naprawdę jeden z lepszych blogów o Clove :D pozdr i czekam na kolejną notkę!ps. pomysł z tym układem- genialny!
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam całą twoją historię i powiem ci, ze genialna :D Czekam na następny rozdział :) Nie spodziewałam sie tak wielu obliczy Cato. I samej Clove tez nie xd ale nie no... genialnie piszesz, że aż chce sie to czytać. Przeczytałam wszystko jednym tchem i czuje niedosyt. mam nadzieję, ze szybko napiszesz nowy rozdział :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i weny życzę :D
Nie spodziewałam się że Tresh zawarł układ z Clove. Trochę to podejrzane, bo łatwiej dla niego byłoby wyeliminowanie Clove. Ale cieszę się, że tego nie zrobił :D
OdpowiedzUsuńGenialne! Wspaniały blog ale rozdział jest po prostu wspaniały. Bardzo podoba mi się twój styl pisania i czekam z nie cierpliwością na kolejne rozdziały. Masz ogromny talent
OdpowiedzUsuń