- Tonight, we’re
going to kill our dreams...
-Why?
- Because we were
born to die.*
Budząc się, myślę, że to jednak nie był sen. Moje
powieki są ciężkie, oddech przyspieszony. Podnoszę głowę i rozglądam się
dookoła. Leżę koło strumienia, a obok mnie siedzi Rue. Mrugam. Jednak nadal
tkwi tam ciemnoskóra dziewczynka. Ręce są całe w fioletowych plamach, piekący
ból rozrywa wnętrzności, ogień liże moje gardło. Podnoszę się, próbuję wstać,
ale po chwili rezygnuję z tego zamiaru. Opieram się o kamień i wkładam rękę do
strumienia. Co za ulga…
- Co się stało? – rzucam w przestrzeń, od
niechcenia, do siebie. Zwilżam wargi wodą, nie oczekując odpowiedzi…
- Chcieli cię zabić – czyjś cienki głosik sprawia,
że podskakuję.
- Kto? Dlaczego? – nawet nie próbuję myśleć, nie
nadążam za rozwojem wypadków, za swoimi myślami. Język przysechł mi do gardła,
przy każdym oddechu czuję się, jakbym miała piach w płucach.
- Tamta trójka. To znaczy nie wszyscy. Ta blondynka
z Jedynki położyła cię na kamieniu i zaczęła opalać pochodnią, a potem tamtych
dwóch zaczęli się z nią szamotać i…
Porywa mnie furia. Ta głupia Glimmer chciała mnie
spalić! Nie daruję jej tego. Założę się, że Cato by jej w tym dopomógł. Patrzę na
Rue, zastanawia mnie jedna rzecz. Skąd ona się tu wzięła? Zaraz… Gwałtownie się
podnoszę. W głowie mam wielki wir gwiazd. Chwiejnie idę kilka kroków, chwytam
się ręką jakiegoś drzewa. Drugą sprawdzam czy moje noże nadal są na miejscu.
Biorę głęboki oddech i szybko wyrzucam z siebie potok słów:
- Jak się tu dostałam?
Szukam oczu Rue. Gdy je znajduję, orzechowa
tęczówka jest przepełniona smutkiem. Odpowiada coś cicho, pod nosem, całkiem
niesłyszalnie.
- Głośniej!
- Wrzucili cię do strumienia.
To wszystko wyjaśnia. Marvel i Cato nie zgodzili
się mnie spalić. Woleli mnie utopić! Chcę ich zabić, wstępuje we mnie taka adrenalina,
że nie jestem w stanie ustać w miejscu. Dygocę na całym ciele. Najchętniej
wyładowałabym się w tej chwili, ale to nie najlepszy pomysł. Mam na sobie mokre
ubranie, kilka noży w pokrowcu, nic do jedzenia. Nie mam nawet jak rozpalić
ogniska! Niech to szlag! Nieświadomie z tej złości raz za razem zadaję drzewu
cios pięścią. Niespodziewanie podchodzi do mnie mała dziewczynka i łapie mnie
za rękę. Przyglądam się jej z odrazą, jest taka mała, ale mimo to przetrwała do
tej pory. Nawet nie draśnięta, a ja mimo swoich umiejętności dałam się wywieść
w pole kilka razy!
- Proponuję ci małą wymianę.
Parskam śmiechem, bo co ona niby może mi
zaoferować? Kilka suszonych orzechów?! Mimo moich uprzedzeń pytam:
- Jaką?
- W zamian za jeden ze swoich noży mogę ci dać:
pudełko zapałek, trochę orzechów i świeżych owoców, może mały plecak z
bukłakiem i parę innych rzeczy…
- Skąd ty to wszystko masz?! – z niedowierzaniem
kręcę głową. – Na pewno chcesz się wymienić na nóż?
Kiwa głową, robię wielkie oczy i potrząsam głową.
Wtem do głowy przychodzi mi genialny plan. Tak prosty, a zarazem tak doskonały.
- Mam inną propozycję.
- Jaką? – głos Rue wyraża zaciekawienie. Tylko tego
mi trzeba.
- Pomożesz mi w czymś, dzięki temu będziemy mieć
duży łup, podzielimy się nim, a potem rozejdziemy.
- Zgoda, co robimy? Masz jakiś plan?
- Mam plan: atakować! **
***
Siedzimy przyczajone w koronach drzew. Prawie nie
oddychamy, pod nami znajduję się cała trójka, palą ognisko, jedzą, śmieją się.
Za chwilę ta sielanka się skończy. Plan trzeba było szybko wcielić w życie. W
plecaku znalazłam rzutki, takie jak do tarczy, ale o całkiem innym
zastosowaniu. Poza nimi były jeszcze trzy słoiczki trucizny, umoczyłam w nich
strzałki, a teraz miałyśmy broń. Rzutki przypominały kształtem i rozmiarem moje
noże, więc nie miałam problemu, jeśli chodziło o ich użycie. Gorzej było z nauczeniem
tego Rue. W końcu dałam spokój.
Biorę zamach i rzucam. Pierwszym celem jest Marvel,
pada w drgawkach na ziemię. Szybko zamierzam się na Catona, ale on jest jeszcze
rychlejszy. Zrywa się z miejsca, chwyta miecz i przystępuje do ataku. Zauważyli
nas, więc zeskakuję z drzewa, ale Rue tam pozostaje. Glimmer bierze do ręki
łuk, ale strzała wycelowana we mnie, kiedy spadam, przypadkowo trafia w
dziewczynkę. Jakby w zwolnionym tempie szybuje ku ziemi, z rękoma rozłożonymi
rękami, a na twarzy ma wyraz zdziwienia.
Chociaż nic was nie łączy ani nic nie
dzieli, odczuwasz ból, jakby wyrwano ci serce…
W tej jednej
chwili świat zwalnia bieg, muszę wziąć oddech. Błyskawica bólu przeszywa mnie
na wskroś, me serce umiera, a umysł domaga się zemsty. Biorę rozbieg, z wielką siłą przewracam Glimmer na ziemię.
Zauważam, że Cato uciekł, nawet nie zabierając swoich rzeczy. Tchórz. Pozbawiam
blondynkę tchu. Oszołomiona nawet nie protestuje. Wyciągam z kieszeni sznur,
którym związuje jej ręce, a potem nogi. Wstaję, otrzepuję się. Dziewczyna jest
ciężka, a do tego próbuję się uwolnić, więc chwytam ją za włosy i ciągnę
kawałek. Podnoszę i resztką sił wrzucam do ognia. Ognisko jest tak duże, że bez
problemu mieści zwiniętą Glimmer. Odwracam wzrok, by na nią nie patrzeć. Nie
jest tego godna. Zamiast tego pochodzę do maleńkiej Rue. Oczy utkwione w
pustkę. Klękam, starając się nie rozpłakać. Przeciągam ręką po jej twarzy,
zamykając powieki i lekko rozchylone usta. Wyciągam strzałę z jej serca, miała
szybką śmierć. Dzisiaj jej płomień zgasł… Wyciągam nóż z pokrowca, ten
najmniejszy i wkładam w jej zaciśniętą dłoń.
- Proszę – szepczę.
Dzisiaj odchodzą anioły,
A jutro umrzemy my,
Mordercy…
Nazywam się Clove, mam szesnaście lat,
jestem mordercą…
________________________________________
*- cytat
** - Avengers, Tony Stark
PRZEPRASZAM
Biedna, malutka Rue!
OdpowiedzUsuńWiedziałam, że jej nie oszczędzisz, ale żeby zginąć w taki sposób...
Zabita przez tę blondwłosą sukę. Brr ;-;
Świetny rozdział. A to... nie, nie będę przeklinać.
Idioci, o. Spalić naszą Clove! No ale przecież Clove to Clove, da sobie radę...
Mam nadzieję.
Strasznie podoba mi się to wtrącanie cytatów.
Fajny pomysł :)
Nie rozumiem tylko tego "PRZEPRASZAM"...
Wyjaśnisz?
Pozdrawiam i do następnej notki :)
Rozdział cudowny, jak zawsze ^_^
OdpowiedzUsuńPrawie się nie popłakałam jak Glimmer zabiła Rue, pięknie to wszystko opisałaś
I ta scena na samym początku, gdy Rue opowiada co się stało...
Ale gdzie pobiegł Cato?
Mam nadzieję, że dodasz szybko kolejny rozdział, bo już nie mogę się doczekać dalszego ciągu
Pozdrawiam i życzę dużo weny :>
Ile bylo czekania...mimo to przebaczam :p
OdpowiedzUsuńRozdzial swietnie napisany. Uczucia Clove, gdy Rue umierala opisalas w taki sposob, ze poczulam jakbym byla na miejscu Dwojki...Ciekawi mnie, gdzie uciekl Cato...Mam nadzieje, ze rozdzial niedlugo :)
A to przepraszam jest chyba za gluga nieobecnosc. Dobrze zgadlam?
Dobrze ;p
UsuńClove C.
Biedna Rue, nie lubię Glimmer. ^^ Ogółem masz bardzo fajnego bloga, świetny szablon, przeczytałam już prawie wszystkie rozdziały. :D Pozdrawiam i zapraszam na cato-and-clove.blogspot.com :)
OdpowiedzUsuńTo się naczekalam. Ale rozdział ekstra. Skąd ten cytat na początku?
OdpowiedzUsuńIga
Jej, Rue nie żyje... Nieważne czy ją lubię czy nie, zawsze będzie mnie to smuciło... Nie przepraszaj za nieobecność, bo i bez tego wszyscy ci wybaczą. Jak się czyjegoś bloga kocha, to bez względu na wszystko!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, weny i czasu na pisanie życzę!
P.S. A rozdział świetny. I nic więcej do dodania nie mam... Prócz tego, że szkoda mi Rue
Kocham....
OdpowiedzUsuńPragne powiedziec, ze przeczytalam calego bloga..
Nie komentowalam, bo po prostu nie lubie..
Pozdrawiam i rzycze weny
~Zuzia
Życze
UsuńI dobrze, że Clove spaliła tą szmatę Glimmer. Jednak jeszcze bardziej od niej nienawidzę Catona. Ogółem nienawidzę wszystkich zawodowców z wyjątkiem Clove.
OdpowiedzUsuńNo tak, super ekstra tylko gdzie kolejny rozdział ???!!!!!
OdpowiedzUsuńNie rozumiem czemu przedstawiasz tak Glimmer. Ja osobiscie ja bardzo lubie i wydaje mi sie ze nezupelnie taka byla...
OdpowiedzUsuń