czwartek, 23 maja 2013

Osiemnasty



- Tonight, we’re going to kill our dreams...
-Why?
- Because we were born to die.*
Budząc się, myślę, że to jednak nie był sen. Moje powieki są ciężkie, oddech przyspieszony. Podnoszę głowę i rozglądam się dookoła. Leżę koło strumienia, a obok mnie siedzi Rue. Mrugam. Jednak nadal tkwi tam ciemnoskóra dziewczynka. Ręce są całe w fioletowych plamach, piekący ból rozrywa wnętrzności, ogień liże moje gardło. Podnoszę się, próbuję wstać, ale po chwili rezygnuję z tego zamiaru. Opieram się o kamień i wkładam rękę do strumienia. Co za ulga…
- Co się stało? – rzucam w przestrzeń, od niechcenia, do siebie. Zwilżam wargi wodą, nie oczekując odpowiedzi…
- Chcieli cię zabić – czyjś cienki głosik sprawia, że podskakuję.
- Kto? Dlaczego? – nawet nie próbuję myśleć, nie nadążam za rozwojem wypadków, za swoimi myślami. Język przysechł mi do gardła, przy każdym oddechu czuję się, jakbym miała piach w płucach.
- Tamta trójka. To znaczy nie wszyscy. Ta blondynka z Jedynki położyła cię na kamieniu i zaczęła opalać pochodnią, a potem tamtych dwóch zaczęli się z nią szamotać i…
Porywa mnie furia. Ta głupia Glimmer chciała mnie spalić! Nie daruję jej tego. Założę się, że Cato by jej w tym dopomógł. Patrzę na Rue, zastanawia mnie jedna rzecz. Skąd ona się tu wzięła? Zaraz… Gwałtownie się podnoszę. W głowie mam wielki wir gwiazd. Chwiejnie idę kilka kroków, chwytam się ręką jakiegoś drzewa. Drugą sprawdzam czy moje noże nadal są na miejscu. Biorę głęboki oddech i szybko wyrzucam z siebie potok słów:
- Jak się tu dostałam?
Szukam oczu Rue. Gdy je znajduję, orzechowa tęczówka jest przepełniona smutkiem. Odpowiada coś cicho, pod nosem, całkiem niesłyszalnie.
- Głośniej!
- Wrzucili cię do strumienia.
To wszystko wyjaśnia. Marvel i Cato nie zgodzili się mnie spalić. Woleli mnie utopić! Chcę ich zabić, wstępuje we mnie taka adrenalina, że nie jestem w stanie ustać w miejscu. Dygocę na całym ciele. Najchętniej wyładowałabym się w tej chwili, ale to nie najlepszy pomysł. Mam na sobie mokre ubranie, kilka noży w pokrowcu, nic do jedzenia. Nie mam nawet jak rozpalić ogniska! Niech to szlag! Nieświadomie z tej złości raz za razem zadaję drzewu cios pięścią. Niespodziewanie podchodzi do mnie mała dziewczynka i łapie mnie za rękę. Przyglądam się jej z odrazą, jest taka mała, ale mimo to przetrwała do tej pory. Nawet nie draśnięta, a ja mimo swoich umiejętności dałam się wywieść w pole kilka razy!
- Proponuję ci małą wymianę.
Parskam śmiechem, bo co ona niby może mi zaoferować? Kilka suszonych orzechów?! Mimo moich uprzedzeń pytam:
- Jaką?
- W zamian za jeden ze swoich noży mogę ci dać: pudełko zapałek, trochę orzechów i świeżych owoców, może mały plecak z bukłakiem i parę innych rzeczy…
- Skąd ty to wszystko masz?! – z niedowierzaniem kręcę głową. – Na pewno chcesz się wymienić na nóż?
Kiwa głową, robię wielkie oczy i potrząsam głową. Wtem do głowy przychodzi mi genialny plan. Tak prosty, a zarazem tak doskonały.
- Mam inną propozycję.
- Jaką? – głos Rue wyraża zaciekawienie. Tylko tego mi trzeba.
- Pomożesz mi w czymś, dzięki temu będziemy mieć duży łup, podzielimy się nim, a potem rozejdziemy.
- Zgoda, co robimy? Masz jakiś plan?
- Mam plan: atakować! **
***
Siedzimy przyczajone w koronach drzew. Prawie nie oddychamy, pod nami znajduję się cała trójka, palą ognisko, jedzą, śmieją się. Za chwilę ta sielanka się skończy. Plan trzeba było szybko wcielić w życie. W plecaku znalazłam rzutki, takie jak do tarczy, ale o całkiem innym zastosowaniu. Poza nimi były jeszcze trzy słoiczki trucizny, umoczyłam w nich strzałki, a teraz miałyśmy broń. Rzutki przypominały kształtem i rozmiarem moje noże, więc nie miałam problemu, jeśli chodziło o ich użycie. Gorzej było z nauczeniem tego Rue. W końcu dałam spokój.
Biorę zamach i rzucam. Pierwszym celem jest Marvel, pada w drgawkach na ziemię. Szybko zamierzam się na Catona, ale on jest jeszcze rychlejszy. Zrywa się z miejsca, chwyta miecz i przystępuje do ataku. Zauważyli nas, więc zeskakuję z drzewa, ale Rue tam pozostaje. Glimmer bierze do ręki łuk, ale strzała wycelowana we mnie, kiedy spadam, przypadkowo trafia w dziewczynkę. Jakby w zwolnionym tempie szybuje ku ziemi, z rękoma rozłożonymi rękami, a na twarzy ma wyraz zdziwienia.

Chociaż nic was nie łączy ani nic nie dzieli, odczuwasz ból, jakby wyrwano ci serce…

 W tej jednej chwili świat zwalnia bieg, muszę wziąć oddech. Błyskawica bólu przeszywa mnie na wskroś, me serce umiera, a umysł domaga się zemsty. Biorę rozbieg,  z wielką siłą przewracam Glimmer na ziemię. Zauważam, że Cato uciekł, nawet nie zabierając swoich rzeczy. Tchórz. Pozbawiam blondynkę tchu. Oszołomiona nawet nie protestuje. Wyciągam z kieszeni sznur, którym związuje jej ręce, a potem nogi. Wstaję, otrzepuję się. Dziewczyna jest ciężka, a do tego próbuję się uwolnić, więc chwytam ją za włosy i ciągnę kawałek. Podnoszę i resztką sił wrzucam do ognia. Ognisko jest tak duże, że bez problemu mieści zwiniętą Glimmer. Odwracam wzrok, by na nią nie patrzeć. Nie jest tego godna. Zamiast tego pochodzę do maleńkiej Rue. Oczy utkwione w pustkę. Klękam, starając się nie rozpłakać. Przeciągam ręką po jej twarzy, zamykając powieki i lekko rozchylone usta. Wyciągam strzałę z jej serca, miała szybką śmierć. Dzisiaj jej płomień zgasł… Wyciągam nóż z pokrowca, ten najmniejszy i wkładam w jej zaciśniętą dłoń.
- Proszę – szepczę.
Dzisiaj odchodzą anioły,
A jutro umrzemy my,
Mordercy…

Nazywam się Clove, mam szesnaście lat, jestem mordercą…
________________________________________

*- cytat
** - Avengers, Tony Stark

PRZEPRASZAM
 


12 komentarzy:

  1. Biedna, malutka Rue!
    Wiedziałam, że jej nie oszczędzisz, ale żeby zginąć w taki sposób...
    Zabita przez tę blondwłosą sukę. Brr ;-;

    Świetny rozdział. A to... nie, nie będę przeklinać.
    Idioci, o. Spalić naszą Clove! No ale przecież Clove to Clove, da sobie radę...
    Mam nadzieję.

    Strasznie podoba mi się to wtrącanie cytatów.
    Fajny pomysł :)

    Nie rozumiem tylko tego "PRZEPRASZAM"...
    Wyjaśnisz?

    Pozdrawiam i do następnej notki :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział cudowny, jak zawsze ^_^
    Prawie się nie popłakałam jak Glimmer zabiła Rue, pięknie to wszystko opisałaś
    I ta scena na samym początku, gdy Rue opowiada co się stało...
    Ale gdzie pobiegł Cato?
    Mam nadzieję, że dodasz szybko kolejny rozdział, bo już nie mogę się doczekać dalszego ciągu
    Pozdrawiam i życzę dużo weny :>

    OdpowiedzUsuń
  3. Ile bylo czekania...mimo to przebaczam :p
    Rozdzial swietnie napisany. Uczucia Clove, gdy Rue umierala opisalas w taki sposob, ze poczulam jakbym byla na miejscu Dwojki...Ciekawi mnie, gdzie uciekl Cato...Mam nadzieje, ze rozdzial niedlugo :)

    A to przepraszam jest chyba za gluga nieobecnosc. Dobrze zgadlam?

    OdpowiedzUsuń
  4. Biedna Rue, nie lubię Glimmer. ^^ Ogółem masz bardzo fajnego bloga, świetny szablon, przeczytałam już prawie wszystkie rozdziały. :D Pozdrawiam i zapraszam na cato-and-clove.blogspot.com :)

    OdpowiedzUsuń
  5. To się naczekalam. Ale rozdział ekstra. Skąd ten cytat na początku?
    Iga

    OdpowiedzUsuń
  6. Jej, Rue nie żyje... Nieważne czy ją lubię czy nie, zawsze będzie mnie to smuciło... Nie przepraszaj za nieobecność, bo i bez tego wszyscy ci wybaczą. Jak się czyjegoś bloga kocha, to bez względu na wszystko!

    Pozdrawiam, weny i czasu na pisanie życzę!

    P.S. A rozdział świetny. I nic więcej do dodania nie mam... Prócz tego, że szkoda mi Rue

    OdpowiedzUsuń
  7. Kocham....
    Pragne powiedziec, ze przeczytalam calego bloga..
    Nie komentowalam, bo po prostu nie lubie..
    Pozdrawiam i rzycze weny
    ~Zuzia

    OdpowiedzUsuń
  8. I dobrze, że Clove spaliła tą szmatę Glimmer. Jednak jeszcze bardziej od niej nienawidzę Catona. Ogółem nienawidzę wszystkich zawodowców z wyjątkiem Clove.

    OdpowiedzUsuń
  9. No tak, super ekstra tylko gdzie kolejny rozdział ???!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie rozumiem czemu przedstawiasz tak Glimmer. Ja osobiscie ja bardzo lubie i wydaje mi sie ze nezupelnie taka byla...

    OdpowiedzUsuń

Nie zostawiaj spamu pod notkami i nie przeklinaj :)